piątek, 2 stycznia 2015

***

- Taronie ona stanowi dla nas problem. Jest dla nas za słaba. Naraża wszystkich na    niebezpieczeństwo. NN mógł nie wrócić tak szczęśliwie....- chórem odezwały się przekrzykujące i uzupełniające się głosy w tłumie.
Nie ma co jestem pożądana...Starałam się kontrolować sytuacje i nie wyjść na całkowitą ciotę. Ból odłożyłam na drugi plan. Kontem oka zauważyłam zamyślonego NN odsuwającego się w tłum. Ulokował się z boku nie wyglądając na zadowolonego, szczerze przyznam że musiał być wykończony. Ten wyraz twarzy, postura, drobne rany sprawiały, że wyglądał jeszcze sexowniej niż dotychczas.
-Uspokójcie się wszyscy- ryknął nagle dowódca- nie macie prawa podważać moich decyzji. Jeśli myślicie, że wiecie lepiej ode mnie co trzeba zrobić. To proszę. Zamieńmy się...-starał się mnie obronić ale i uspokoic ludzi. 
Kontynuował swój wywód jeszcze jakiś czas, napewno był dość ciekawy. Jednak ja wpatrywałam się w NN i  kompletnie nie moglam zrozumiec sęsu słów. Byłam wyczerpana. Lekarz który niedawno odszedł ode mnie wyraził zaciekawienie moim "wybawicielem" ten zbył go tylko ruchem reki i wpatrywal sie w Tarona. Lekarz nazywany  tutaj Geronem stanął z boku wyraźnie czymś zainteresowany.
- Musimy gościć i opiekować się naszą nową duszyczką, przynajmniej dopóki nie odkryjemy dlaczego Las się nią zainteresował i co w niej pociąga naszych....powiedzmy wrogów. Zrozumiano?
Wszyscy pokiwali głowami, choć nie wygladali na do końca przekonanych- Narazie rozejdzcie sie a od jutra każdy przekaże naszej, jak juz powiedzialem duszyczce, wiedzę z zakresu który posiada, by choć trochę sie do nas zblizyla. Koniec sceny.
O dziwo każdy posłusznie odszedł do swoich domków, czy tez do konczenia zajęć, które im przerwano.
-NN! - wywołany obejrzał się i zauważając Taurona bez zwłoki podszedł do niego.
-Tak Panie?
- Wiem, że nie chciałeś tego i że jesteś zmęczony, ale musisz zająć się ową koleżanką,..Nikt inny nie zajmował sie jej sprawa, dlatego Ty odprowadzisz ja do domu jeszcze dziś w najlepszy i najszybszy sposób, a potem niezwłocznie zgłoś sie do mnie.
- Oczywiście- spojrzał na mnie z niesmakiem jakbym była czyś niechcianym przy jego bucie. Podszedł, mało delikatnie wziął mnie na ręce, i ruszył przez tłum. 
Nikt nie zwrócił juz na nas wielkiej uwagi nie chcac przeciwstawiac sie rozkazom. Po drodze odwiedziliśmy tylko Gerona który podarował mi jakieś ziółka. Na miejscu kazał wypić inne, obejrzał mnie dokładniej, zasklepił obrażenia. Wszystko znikało w mgnieniu oka. Chyba nie przestanie mnie to zadziwiać. Cała wizyta nie trwala zbyt dlugo. Znow znalazlam sie w silnych ramionach i prawie natychmiat zaczelam odplywac
- Miałaś wielkie szczescie- uslyszalam przyjazny glos
- Dziekuje
Świat zawirował, w chwili w której wychodziliśmy z domku lekarza
- Wiem,co ukrywasz...ciekawe co z tym zrobisz
To było ostatnie co usłyszałam. Potem były tylko fale i spokój.  

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział III

Nigdy nie myślałam, że cisza może być tak nieznośna. Błądząc gdzieś myślami, otworzyłam oczy. Czułam się dziwnie słabo, nieswojo i okropnie niekomfortowo. Po chwili, gdy obudziłam się z okropnego snu, zdałam sobie sprawę, skąd to wynikało. Coś mną okropnie bujało, a do oczu dolatywało zbyt jaskrawe światło. Nie mogłam już tego znieść. Chciałam wykonać maleńki ruch, jednak poczułam coś, co sprawiło, że wolałam umrzeć, niż przeżyć to jeszcze raz. Z oczu automatycznie popłynęły mi łzy. Pragnęłam wykrzyczeć ból, jednak w tym momencie pojawiła się przede mną blada, poobijana i znajoma twarz. Spojrzała mi w oczy, w których ujrzałam wielkie zmartwienie, zaskoczenie i troskę.
Skąd ja znam ten widok?
Chłopak wyglądał na śmiertelnie zmęczonego, był poplamiony krwią i blady, co sprawiło, że wyglądał prześlicznie.
Czemu się martwił?
Wpatrywał się we mnie i z wielkim wysiłkiem powiedział:
-Dziękuję.
Co się stało?! Wyglądał okropnie. Zaraz, zaraz...przecież to NN!  I niósł mnie na rękach. Co jest?! Czemu nie mogłam się ruszyć? Chciałam raz dwa stanąć na własnych nogach i to był błąd. Usłyszałam dźwięk, poczułam coś dziwnego i światło zaczęło przygasać. Ostatnie co widziałam, to drzewo, po którym NN osunął się, trzymając mnie w ramionach.
Czy ty musisz być taka słaba? Ruszaj się...uwierz mi, bo źle się to skończy. Halo? Podnoś się! Tam jest NN!
Wróciłam do rzeczywistości. Traktując wszystko jak sen, już chciałam się przeciągnąć i śmiać się ze swojej wyobraźni, a tu niespodzianka. Nic mi się nie stało. NN niósł mnie na rękach, jednak z kpiną wymalowaną na twarzy. Zauważyłam, że wokół zgromadziło się mnóstwo Leśnych, tworzących pewnego rodzaju przejście.
Będzie wesoło-pomyślałam.
Z tłumu wystąpił lekarz, obejrzał mnie, delikatnie położył na kamiennej posadce. Oczywiście jakby to nie było, nie obeszło się bez moich krzyków. Gdy w sali zapanowała cisza , wiedziałam, że zbliża się Taron, będący pewnego rodzaju, władcą.
-Mów.-Powiedział stając przed NN.
-Same kłopoty. Do niczego się nie nadaje jak widać. Odeślijcie, albo zróbcie z nią co chcecie.
-Nie o to pytam. Co się stało?
-Zaatakowano nas.
-Kto?
W tym momencie zauważyłam porozumiewawcze spojrzenia. Dlatego szybko dodał:
-Szczegóły.
 NN spojrzał na mnie, przez chwilę zamyślony, w tym momencie zauważyłam, że wcale nie wyglądał tak fatalnie. W umyśle zakiełkowała myśl, że może jednak wcale nie jest takim dupkiem, jednak bardzo szybko zmieniłam zdanie.
-Gdy nas złapano, ta oto dzielna dziewczyna-powiedział z ironią-zemdlała. Przez wszystko musiałem przejść sam. Zero pomocy. A przeciwników było wielu.
Po tych słowach wszystkie kobiety westchnęły i rozmarzonym wzrokiem patrzyły na NN.
Aha...dobrze. Wydrapię im wszystkim oczy, ale jemu tą piękną buźkę kiedyś obiję.

czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział II

           Skąd mogłam wiedzieć, że to wszystko się stanie? Nie jestem takim myśliwym jak on. Nie mam pojęcia o co chodzi Leśnym. Nie wiem co to było. Nie wiem kto. Gdy zobaczyłam ciemną postać za jego plecami wyłaniającą się znikąd, nie wiedziałam co przyszło pierwsze. Strach czy opanowanie? NN zorientował się, ze już nie patrze na niego. Spoważniał i odwrócił się. Raz dwa wstałam, omiotłam swój tył z piachu, zrobiłam krok w przód. Stanęliśmy ramie w ramie na przeciwko nieznajomego, który nagle powiedział:
- Wiesz jak się to skończy.
NN nie wydawał się zaskoczony. Wpatrywał się w postać bez słowa.
- Jeśli tego naprawę chcesz...
Po tych słowach nieznajomy zmaterializował się  przed nami. A może mi się wydawało? Jedyne co zobaczyłam to ramie NN a za nim ciemność.
Nie mam pojęcia co się stało. Odzyskując przytomność słyszałam jeden wyraz, echem powtarzany w mojej głowie. "Przepraszam". To NN? Gdzie on jest?
Szybko otworzyłam oczy, byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Ciemne ściany, mokro, zimno...
"Co Ty się zastanawiasz?! Podnoś dupę i spiepszaj!" Racja. Mój umysł stał się dobrym doradcą.
Zaraz...a NN? Bez niego nigdzie nie idę. Chyba bym umarła gdyby mu się coś stało, i to przeze mnie. Rozejrzałam się, zaczęłam powoli podnosić. To co zobaczyłam zamurowało mnie. Wisiałam w powietrzu, dobre dwa metry nad ziemią. Co to ma być? Gdzieś w oddali usłyszałam przeszywający krzyk. Czy to był...nie raczej nie.\
- Miło, że do nas dołączyłaś- usłyszałam i w tej samej sekundzie przeleciałam przez pół pokoju uderzając plecami o ścianę. Czemu tego nie poczułam? Kolejny krzyk...skąd ten niepokój?
- Zabawa właśnie się zaczęła- spadłam z impetem w dół, cudem nic sobie nie łamiąc. Tak to na pewno krzyczał NN. Co z nim? Coś w środku mnie się poruszyło.
Dopiero teraz zobaczyłam postać stojącą przy drzwiach, zbliżyła się do mnie, przykucnęła.
- A teraz sobie porozmawiamy- uśmiechnął się i w tej samej sekundzie znalazłam się w powietrzu, tak by móc patrzeć mu w oczy. Gdyby je miał. Nie wiem kim był, ale na pewno nie człowiekiem, ani Leśnym.
- Kim jesteś?- spytałam zdając sobie sprawę, że prawie nie mogę mówić.
- O nie moja droga, nie Ty tu zadajesz pytania- znowu wylądowałam na ścianie. Tylko gdzie podział się ból? Znowu krzyki, przeraźliwe i donośne. Jeżeli jeszcze raz to usłyszę...Musiał nieźle cierpieć.
- Więc? Słodziutka kim Ty jesteś i co robisz z Wtajemniczonymi? Musisz być niezła skoro masz przy sobie tego...chłopca. - Powiedział z pogardą, przyciskając mnie bardziej do ściany. Gdyby nie była taka twarda z pewnością bym się w nią zapadła.
- Wal sie.
Takiego wrzasku nie słyszałam jeszcze nigdy w życiu, po nim zapadła nieznośna cisza. Chyba wole już krzyki. Co się teraz ze mną stało? Spadłam na ziemie, niezdolna by ustać na własnych nogach. Pojawił się taki ból, którego nie życzyłabym najgorszemu wrogowi. Chyba połamałam żebra.
- Teraz czujesz?- ochydny śmiech, który będzie mi towarzyszył do końca życia- To dopiero początek skarbie. Z nim daliśmy rade.
"Trzymaj się" pomyślałam. Czemu, akurat to?  Zanim pomyślałam drugi raz, umysł przejął nade mną kontrolę. Usłyszałam swój gardłowy śmiech.
- Masz rację to dopiero początek

***

             Przeżywanie nie miało sensu. Podniosłam się. Prawie płacząc pokuśtykałam do kuchni.
Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak, coś się stało.
Aj tam to pewnie przez ten sen, pomyślałam. Tylko co z moja noga? Czułam w niej jeden, wielki pulsujący ból. Stanowczo coś nie tak.
Rodzice chcieli jechać ze mną do lekarza, jednak wiedziałam, iż to nie pomoże. Coś się zmieniło, nie wiedzieć czemu wierzyłam w każdą sugestie, którą podpowiadał mi umysł. Jak się okazywało miałam racje, we wszystkim. I tym razem zaufałam, ból dawał o sobie znać, jednak wiedziałam, że wszystko będzie w porządku. Ciekawe czy jakbym chciała popełnić samobójstwo, też by powtarzał " Dasz radę. Nie rób afery. Trzeba być twardym".
W ostateczności mogłam to znieść. Tylko czemu zauważyłam, że zmieniło się wiele innych rzeczy? Wszystko odczuwałam inaczej, a każde słowo posiadało drugie dno. Dodatkowo cały czas, czułam się prześladowana.  Nawet teraz, siedząc w pokoju, pisząc te słowa, wiedziałam, że coś za oknem jest. Często nawet wydaje mi się, że to słyszę...Oj już chyba bardzo źle za mną.
Mogłam się nad tym zastanawiać dalej. Jednak wszystko się zmieniło, po pewnym wydarzeniu. Miałam pewność, że moje przeczucia są prawdziwe.
Gdy wróciłam kilka kilka dni temu do domu, na moim biurku, przy otwartym oknie znalazłam niespodziankę. Mnóstwo mchu a pośród niego maleńki zawiniątek ziół.
Pierwsze co zrobiłam to zajrzenie do encyklopedii. Sprawdziłam zastosowanie. Ku mojemu zaskoczeniu, nie znalazłam wzmianki o istnieniu takich roślin. Pewnie coś ominęłam...
Nie wiem skąd wiedziałam jak z nich skorzystać. Przygotowanie nie było skomplikowane. Pozostało tylko dokładnie wymyć listki. Rozdzieliłam je na części. Bardzo się zdziwiłam, gdy znalazłam pośród nich maleńką karteczkę z napisem "Lekarstwo. Wiesz co robić". Widać było, że do tego powinno być coś doczepione. K***a! Nigdzie nic nie ma! Czemu wydawało mi się to ważne? Kobieto! weź się w garść! Przecież to nic takiego...nic nie poradzisz! Bierz się za zioła!
Ta myśl ucieszyła moje ciało, raz dwa zabrałam się do poprzedniej czynności. Wypiłam wszystko na raz. Dziwne. Noga przestała od razu boleć. Nie wiedziałam o co chodziło i jaki przypadek kierował losem tych ziół, ale dziękowałam, że trafiły do mnie.
Rano budząc się, pierwszy raz od dawna, nie skrzywiłam się, nie zaskomlałam. Po prostu przeżyłam normalną pobudkę. Jeżeli za normalne można uznać, leżące przy łóżku dziesiątki dziwnych kolców. Jakby od róży...tylko musiała być  gigantyczna.
Raz dwa posprzątałam, wyszykowałam się i poszłam do szkoły.
Jeden jeszcze obraz z tego pamiętnego dnia zaczął ujawniać się w mojej głowie. Jednak w tym momencie stanął przede mną NN.
- Znowu się spóźniłaś- warknął- Nie jestem i nie mam zamiaru być Twoją niańką!
Wziął ode mnie torbę i powiedział
- Czekają na Ciebie. Chyba masz problem.
Problem? Uniosłam brew, spojrzałam na niego, nie wyglądał na przejętego, a raczej na rozdrażnionego. O tej porze powinien być na tych swoich tępych ćwiczeniach. W sumie się nie dziwnie. Zareagowałabym podobnie gdyby kazali mi pilnować "zbędnego balastu", którym dla niego byłam.
Dupek i skończony arogancki idiota, ale jaki piękny...
Szliśmy chwilę w ciszy. Nawet nie wiem kiedy pojawiła się przed nami jaskinia.
NN zatrzymał się. Nie ostrzegł, wpadłam na niego potykając się. Cham zamiast mnie złapać, co mógł z łatwością zrobić, pozwolił mi upaść. Padłam plackiem na ziemie, ale wstyd!  Niby nic się nie stało, kamienna twarz i te sprawy, chociaż w głebi duszy chciałam zapaść się pod ziemie. Spojrzałam na niego zdziwiona. Rozglądał się na boki zamyślony. W pewnym momencie pośpiesznie przeniósł wzrok na mnie. W jego oczach nie widziałam nic poza wściekłością i smutkiem. Po chwili powiedział:
- W coś Ty mnie wpakowała...

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział I

           Jednym z plusów umiejscowienia mojego domu było to, że stal blisko lasu. Wymykając się nie musiałam martwić się o drogę, a jedynie o wymówkę. Gdzie i po co idę?
- Na spacer
- Przejść się
- Przynieść to...
- Przynieść tamto...
Brak wymówek zaczynał doskwierać. Zwłaszcza, że przed Wtajemniczeniem i tak było ciężko z moim wychodzeniem gdziekolwiek. Rzadko mogłam, rodzice bardzo kontrolowali każdy mój krok. Ostatnio mniej się tym przejmowałam, poprostu wychodziłam.
Podobnie było dziś. Do przejścia miałam ok. 300 m. Niestety każdy krok przywoływał mi wspomnienia z tamtego pamiętnego dnia. Jak ja się w ogóle w to wplątałam? Tu problem...nie mam pojęcia.
Jedyne co kojarzyłam to spacer i setki małych, zielonych oczek wpatrujących się we mnie. Z późniejszych relacji dowiedziałam się, że coś w mojej głowie, obudziło się i zachwiało strukturą lasu. W sumie pamiętam, że poczułam się dziwnie, jakbym nie była sama. No trudno, nie zmienię tego co się stało. Chociaż późniejsze wydarzenia musiały mnie nieźle przerazić, skoro wbiegłam w sam środek lasu, gdzie nigdy się nie zapuszczałam. Zmusił mnie do tego widok postaci, z mojego najgorszego koszmaru, biegnącej za mną.  Mechanizm mechanizmem, ale swoją drogą ciekawi mnie kto to był. Mam kilka pomysłów, jednak zostańmy tylko przy ciekawości.
W momencie przekroczenia linii lasu, dołączyły do niego dziwne, nieznane mi, ani światu zwierzęta. Na szczęście znikły. Obraz się zamazał i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zostałam sama, zagubiona i wyczerpana. Nie wiedziałam co robić, wszystko zostało oplecione przez ciemne barwy nocy. Strach musiał przejąc nade mną władzę, ludzie mówią, że słyszeli mój krzyk, którego jak i całego zajścia sobie nie przypominam.
Chcąc ruszyć nadziałam się na krzew. Jego kolce automatycznie owinęły się wokół mojej nogi. Bardzo starałam się z niego wyplątać, wtedy nie wiedziałam, że to niemożliwe. Gdzieś za sobą usłyszałam trzask, obróciłam się i....koniec. Dostałam czymś w głowę. Obudziłam się, nieświadoma ile czasu minęło, niewstanie by się podnieść. Widziałam jedynie setki małych mrugających oczek. Wystarczyło mi to by zemdleć, moja psychika musiała tego nie udźwignąć i się wyłączyć.
Nie wiem jakim cudem wstałam wypoczęta, z własnego łóżka. Byłam pewna, że to co się zdarzyło to sen. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy idąc do kuchni, podłam na podłogę. Podwinęłam nogawkę piżamy, zaskoczona gdy ukazał się niczym nie zaznaczony fragment skóry. Dziwne. Ból uniemożliwiał chodzenie, a tu nic. Bardzo dziwne.

POCZĄTKI

               Wiedziałam...od zawsze to wiedziałam. Nawet jako małe dziecko, wychodząc na podwórko, bawiąc się zabawkami, wpatrywałam się w las, będący do tej pory wielką tajemnicą. Jednak najgorsze było przekonanie, że ktoś tam jest i bacznie obserwuje. Bardzo chciałam to zauważyć. Miotałam małymi oczkami wpatrując się w każdy liść, gałązkę, szukając najmniejszych oznak ruchu. 
Po kilku latach wiedziałam już więcej o wybujałe wyobraźni dzieci, o samej sobie i o mej dziwnie rozbudowanej psychice, którą uważałam za przekleństwo do momentu zmieniającego całe moje dotychczasowe życie. Teraz wiem, że wcale się nie myliłam, a moja psychika... nie zmieniła się, ale zmieniłam do niej podejście. Dzięki niej zostałam Wtajemniczona i poznałam NN. Może kiedyś przysłużę się tym, których istnieniu będę musiała zaprzeczać, poznam jego prawdziwe imię, a może sama dostanę Imię Wtajemniczenia. Pomarzyć mogę...narazie jest ciężko, jutro zebranie, ciekawe co wymyślą.