niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział I

           Jednym z plusów umiejscowienia mojego domu było to, że stal blisko lasu. Wymykając się nie musiałam martwić się o drogę, a jedynie o wymówkę. Gdzie i po co idę?
- Na spacer
- Przejść się
- Przynieść to...
- Przynieść tamto...
Brak wymówek zaczynał doskwierać. Zwłaszcza, że przed Wtajemniczeniem i tak było ciężko z moim wychodzeniem gdziekolwiek. Rzadko mogłam, rodzice bardzo kontrolowali każdy mój krok. Ostatnio mniej się tym przejmowałam, poprostu wychodziłam.
Podobnie było dziś. Do przejścia miałam ok. 300 m. Niestety każdy krok przywoływał mi wspomnienia z tamtego pamiętnego dnia. Jak ja się w ogóle w to wplątałam? Tu problem...nie mam pojęcia.
Jedyne co kojarzyłam to spacer i setki małych, zielonych oczek wpatrujących się we mnie. Z późniejszych relacji dowiedziałam się, że coś w mojej głowie, obudziło się i zachwiało strukturą lasu. W sumie pamiętam, że poczułam się dziwnie, jakbym nie była sama. No trudno, nie zmienię tego co się stało. Chociaż późniejsze wydarzenia musiały mnie nieźle przerazić, skoro wbiegłam w sam środek lasu, gdzie nigdy się nie zapuszczałam. Zmusił mnie do tego widok postaci, z mojego najgorszego koszmaru, biegnącej za mną.  Mechanizm mechanizmem, ale swoją drogą ciekawi mnie kto to był. Mam kilka pomysłów, jednak zostańmy tylko przy ciekawości.
W momencie przekroczenia linii lasu, dołączyły do niego dziwne, nieznane mi, ani światu zwierzęta. Na szczęście znikły. Obraz się zamazał i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zostałam sama, zagubiona i wyczerpana. Nie wiedziałam co robić, wszystko zostało oplecione przez ciemne barwy nocy. Strach musiał przejąc nade mną władzę, ludzie mówią, że słyszeli mój krzyk, którego jak i całego zajścia sobie nie przypominam.
Chcąc ruszyć nadziałam się na krzew. Jego kolce automatycznie owinęły się wokół mojej nogi. Bardzo starałam się z niego wyplątać, wtedy nie wiedziałam, że to niemożliwe. Gdzieś za sobą usłyszałam trzask, obróciłam się i....koniec. Dostałam czymś w głowę. Obudziłam się, nieświadoma ile czasu minęło, niewstanie by się podnieść. Widziałam jedynie setki małych mrugających oczek. Wystarczyło mi to by zemdleć, moja psychika musiała tego nie udźwignąć i się wyłączyć.
Nie wiem jakim cudem wstałam wypoczęta, z własnego łóżka. Byłam pewna, że to co się zdarzyło to sen. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy idąc do kuchni, podłam na podłogę. Podwinęłam nogawkę piżamy, zaskoczona gdy ukazał się niczym nie zaznaczony fragment skóry. Dziwne. Ból uniemożliwiał chodzenie, a tu nic. Bardzo dziwne.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Nie wyjaśniło sie wiele kwesti, ale jest dobrze.
    Nominuję Cię do Liebster Award. Więcej u mnie:
    http://corkazimy.blogspot.com/p/libsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że sie Pani spodobało:)
    napewno tekst został wnikliwie przeanalizowany:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No ba!
    Może przejdziemy na "ty"?
    Mów mi Eligere;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej jestem za:)
      Milo mi Cie poznać Eligere:)
      Mow mi Hever:)

      Usuń